Bezprecedensowo należę do fanów filmów Sandlera. Nie są to filmy najwyższych lotów, ale większość z nich ma jakieś głębsze, często rodzinne przesłanie. To jest jeden z tych filmów. Za kotarą słabych żartów, gry aktorskiej nie najwyższych lotów (a może jednak najwyższych, bo przecież granie nawet najgłupszych postaci nie może być łatwe), kryje się ciepła fabuła o zderzenie dwóch różnych światów z okazji ślubu. Ja to totalnie kupuję i oglądałam z wielką przyjemnością,